W poszukiwaniu karmelitańskiej tożsamości

Charyzmat karmelitański jest przeżywany na różne sposoby: przez braci, siostry żyjące za klauzurą i w świecie, przez świeckich karmelitów. Te trzy doświadczenia są istotne dla Karmelu. Każde z osobna i wszystkie razem świadczą o jego bogactwie i tworzą z nas jedną rodzinę. Pod warunkiem, rzecz jasna, że wszyscy mamy ze sobą stałą duchową łączność, często się spotykamy, dzielimy te doświadczenia i wzajemnie sobie pomagamy w odkrywaniu naszego charyzmatycznego powołania, naszej karmelitańskiej tożsamości.

O tożsamości Karmelu nie mogą wyrokować sami bracia. Również siostry muszą mieć swój udział w jej określaniu. Choć oddane modlitwie, żyją za klauzurą i nigdy jej nie opuszczają, stanowią przecież tę samą rodzinę. Naprawdę jest to piękne, tajemnicze. Piękny jest ich udział w odkrywaniu i przeżywaniu tożsamości Karmelu. Gdy mówię o siostrach, jednocześnie to samo myślę o Was, ludziach świeckich. I zastanawiam się, jak może wyglądać z kolei Wasz udział w odkrywaniu naszej karmelitańskiej tożsamości? Oczywiście, nie tylko Karmel w ogóle, ale każda Prowincja, każda gałąź powinna się zastanowić nad swoją tożsamością.

Tożsamość to sprawa naszego życia, naszego być albo nie być. Życie duchowe, życie z Bogiem jest czymś, czego możemy doświadczyć na co dzień, w naszym sercu, w naszych relacjach. Nie jest to zatem sprawa suchej teorii. Nasz charyzmat jest egzystencjalnym nurtem, który nas wciąga i unosi. Trzeba jednak, abyśmy nie płynęli pod prąd albo gdzieś na boki, lecz pozwolili temu nurtowi życia duchowego, życia w Duchu Świętym porwać się i nie stawiali mu oporu.

Wiemy wszakże, że człowiek może budować swoją tożsamość w sposób zły, błędny, iluzoryczny, na przykład, próbując się określić przez pracę, jaką wykonuje. Świat, w którym żyjemy, duża część współczesnej kultury skłania nas, byśmy się określali w ten właśnie sposób. Byśmy pracą wykazali przed innymi ludźmi naszą wartość. Byśmy aktywnością udowodnili nasze znaczenie i zaistnieli. Taki aktywizm staje się czasami błędnym kołem. Przechodzimy od jednej pracy do drugiej, od jednej aktywności do innej. Niczym ewangeliczna Marta ciągle jesteśmy w ruchu. Ciągle zajmujemy się czymś zewnętrznym. Jesteśmy tak bardzo przywiązani do naszych prac, że oderwanie nas od jednego zajęcia prawie całkowicie rozbija nasze dotychczasowe życie i niemal uwłacza naszej godności. To pokazuje jak bardzo daleko jesteśmy od siebie samych.

Świat, w którym żyjemy czyni jeszcze jedno. Kusi nas, mianowicie, do porównywania się z innymi ludźmi, do odnoszenia sukcesów, do bycia lepszym, a tym samym do budowania tożsamości reakcyjnej. Tak ją określam. Tego rodzaju tożsamość reakcyjna powstaje wówczas, gdy – owszem – wchodzę w relacje z innymi ludźmi, ale są to wyłącznie relacje negatywne. Relacje oparte na zawiści, zazdrości, złych myślach. Taka tożsamość reakcyjna wyraża się m.in. w tym, że przekreślam innych, potępiam, albo choćby tylko obniżam ich znaczenie po to, by siebie dowartościować. Nie jest to tożsamość zdrowa. Przy najbliższej próbie taka tożsamość pęknie niczym bańka mydlana, nie zda egzaminu.

Trzeba pamiętać, że to wszystko ma wpływ na nas chrześcijan żyjących w tym świecie. Ma wpływ na życie ludzi Kościoła, także zakonników i mniszek, które żyją za klauzurą. Wydawałoby się, że one – oddane kontemplacji – nie mają z tym problemu. Trzeba jednak pamiętać, że świat przenika także za klauzurę i również tam może zmieniać mentalność, uwodzić człowieka.

Potrzebna jest nam zatem nowa świadomość samych siebie. Uważam, że powinniśmy dzisiaj bardziej krytycznie przemyśleć sposób budowania naszej tożsamości. Nie może ona być określana pod wpływem świata i mentalności nastawionej na aktywizm, obliczonej na efekt doraźny, na sukces, na korzyść materialną, na chęć górowania. Musi być budowana w oparciu o właściwe źródła, w oparciu o nasze powołanie i o to, kim jesteśmy przed Bogiem – w oparciu o żywe relacje.

Przede wszystkim trzeba określić się poprzez słowo Boże i żywy kontakt z Pismem Świętym. Chodzi przecież o to, żeby chrześcijanin karmił się słowem Bożym i dał przekonujące świadectwo o innym życiu, innej logice i innej mentalności. Żeby ten kontakt ze słowem Bożym był żywszy, aniżeli kontakt z otaczającym światem, w którym jesteśmy zanurzeni.

Drugim źródłem, pomagającym budować tożsamość chrześcijańską i karmelitańską, są pisma św. Teresy od Jezusa. W nich jest zawarty nasz charyzmat, którym pragniemy dzielić się z innymi ludźmi. Poprzez kontakt z duchowością, doktryną św. Teresy i jej słowem, określamy siebie jako karmelici, karmelitanki i osoby żyjące w świecie. Na tym polega właśnie pozytywne budowanie własnej tożsamości.

Za tożsamość Karmelu odpowiedzialni jesteśmy wszyscy. Nie sposób zrozumieć naszego Zakonu, jeśli zawęzimy go do jednej tylko gałęzi. Rodzi się zatem pytanie o wzajemne relacje między tymi trzema gałęziami. Bracia, siostry i świeccy – wszyscy niesiemy ten sam karmelitański charyzmat i mamy dać świadectwo temu, czego doświadczamy w spotkaniu z Panem. Charyzmat nie jest rzeczą, która została nam dana raz na zawsze. To jest dar, który jest nam nieustannie udzielany i na który ciągle powinniśmy się otwierać. To jest szczególny rodzaj Bożego życia w nas, szczególne doświadczenie Boga. Wzajemnie musimy sobie zatem pomagać, byśmy byli wierni naszemu powołaniu. Bracia muszą pomagać karmelitankom i muszą pomagać Wam – to jest oczywiste. Ale pomoc musi iść również w innych kierunkach. Karmelitanki przez swoją modlitwę, życie ciche, ukryte, ofiarne i kontemplacyjne, po kobiecemu muszą pomagać braciom, żeby nie stali się wyrobnikami, żeby umieli wyróżnić się swoim charyzmatem. Muszą pomagać również i Wam, żeby ten charyzmat życia kontemplacyjnego mógł zadomowić się także w świecie. Czerpmy od naszych mniszek, które są oddane życiu kontemplacyjnemu, dla których nie liczy się efekt, sukces, odniesienie korzyści zewnętrznej. Nie jest ważne dla nich wykazanie się przed innymi, stanowisko, prestiż środowiskowy. One mogą nam pomóc zobaczyć istotę naszego powołania. Ale Wy również macie pomagać braciom i macie pomagać siostrom. Więc te relacje muszą iść rzeczywiście we wszystkie strony. Wy również, przy okazji wizytacji generalskiej musicie się zastanowić nad Waszą specyficzną tożsamością.

Pamiętajmy w końcu, że Prowincja nie jest nigdy ciałem zamkniętym. Musimy być otwarci także na inne prowincje, przede wszystkim najbliższe, w naszym regionie. Ostatecznie musimy być otwarci na cały Zakon. Na karmelitów, karmelitanki i żyjących w świecie także w innych częściach naszego globu. Z nimi również powinniśmy prowadzić dialog. Myślę, że wielkim wyzwaniem dla obydwu polskich Prowincji, które są odpowiedzialne za obecność Karmelu w słowiańskim kręgu kulturowym Europy, jest przeprowadzenie refleksji nad własną specyficzną tożsamością. Jan Paweł II mówił, że Kościół w Europie powinien oddychać dwoma płucami. Powstaje pytanie, czy te płuca rzeczywiście funkcjonują tak jak należy dla dobra całego organizmu Kościoła na Starym Kontynencie. Mamy tutaj bardzo dużo do zrobienia. Nie w sensie zewnętrznym, lecz w sensie tożsamości i odkrycia własnej wartości. Bałbym się, gdybyśmy poszli w jakieś zewnętrzne działania, struktury, instytucje, organizację itd. To wszystko jest ważne, ale jedynie jako pochodna naszej tożsamości, czyli życia, które jest w nas, życia, które pulsuje, kipi i przelewa się. Najpierw musimy wiedzieć, kim jesteśmy, jako karmelici i karmelitanki w tych trzech gałęziach tu na tej ziemi – polskiej i słowiańskiej ziemi. Mieć swoją godność i poczucie wartości.

o. Albert Wach OCD do Świeckiego Zakonu (fragment)

Żyć Karmelem w świecie 1 (61) 2010 r.

Udostępnij:FacebookX